niedziela, 8 lutego 2015

Wrażenia z warsztatów Ewa & #mygirls

Post pierwotnie w planach miał pojawić się już wczoraj, jednak kiedy wróciłam do domu padłam bez sił! Okropnie głodna, pierwsze co to wkroczyłam do kuchni, żeby coś dobrego przekąsić :) Później nalałam sobie gorącej wody i wzięłam upragnioną długą kąpiel, tak bardzo relaksującą. Nie było już kompletnie sił, żeby napisać cokolwiek sensownego.

Ale może zacznę od początku, bo zabrałam się od niewłaściwej strony.

Warsztaty odbyły się na hali sportowej Com-com zone, w Nowej Hucie, czyli moje rejony. Rejestracja uczestniczek rozpoczęła się już o godzinie 11 30, ja jednak stwierdziłam, że nie ma sensu być tak wcześnie i dotarłam na miejsce na godzinę 12. To była odpowiednia pora, bo udało mi się jeszcze dorwać wolną szafkę na rzeczy i zajęć miejsce mniej więcej w połowie sali. Trzeba przyznać, że było na prawdę sporo osób! Znalazło się też trzech panów, co wzbudziło spory entuzjazm u Ewy.
 Kiedy czekaliśmy na rozpoczęcie pierwszego treningu, na sali pojawił się Tomek Choiński i mąż Ewy, Lefteris Kavoukis. Można było zrobić sobie z nimi zdjęcie i dostać autograf. I tak szybko minął czas oczekiwania. Nie obyło się oczywiście bez opóźnienia, ale na szczęście tylko 15 minut.


Kiedy na scenę weszła Ewa, wszyscy ją gorąco przywitali i bez ociągania przeszliśmy do pierwszego treningu. Ewa prezentowała dwie opcje, dla tych początkujących jak i tych zaawansowanych. Nie było tak źle! Haha większość ćwiczeń zdołałam wykonać, ale mocno się zmachałam, tak jak powinno być. Częścią treningu Ewy były ćwiczenia w parach, dzięki czemu, każdy kto przyszedł na warsztaty sam mógł poznać kogoś i poczuć się bardziej swobodnie. Można było dodać sobie nawzajem siły i motywacji, co było bardzo fajnym pomysłem.

Później przyszedł czas na chwilę przerwy i wykład z dietetyki. I tutaj niestety trochę się zawiodłam. Spotkanie poprowadził Tomek i niestety trwało tylko 25 minut.. Organizatorzy postanowili sobie odbić opóźnienie właśnie kosztem wykładu co mi się bardzo nie spodobało. Zwłaszcza, że każdy z nas wyszedł z założenia, że będzie to dłuższa przerwa i każdy zabrał się za zjedzenie czegoś porządniejszego, nie martwiąc się o późniejsze kolki, mdłości i bóle brzucha.. No a tu takie zaskoczenie. Po drugie, owszem Pan Tomek jest trenerem personalnym i zapewne ma sporą wiedzę na temat odżywiania, ale sądziłam, że to spotkanie będzie poprowadzone przez konkretnie dietetyka.

Zaraz po wykładzie ruszyliśmy dalej z ćwiczeniami. Tym razem zajęcia poprowadził bardzo sympatyczny mąż Ewy. Te zajęcia były bardziej zabawą i szczególnie spodobała mi się fitnessowa rozgrzewka, super poprowadzona przez Lefterisa. Minus był taki, że na tej hali zawsze jest problem z nagłośnieniem i głośna muzyka, angielski i niosący się głos był nie do rozszyfrowania, dlatego trzeba było się na prawdę skupić, żeby wiedzieć co robić.

Kolejny trening to zumba i tutaj następne rozczarowanie. Być może ja już po prostu poczułam zmęczenie, ale dla mnie te zajęcia nie wywoływały aż tak pozytywnej energii jak to przy zumbie bywa.. Trening taneczny prowadziło dwóch panów, przy czym jednego dało się na śladować, a za drugim trudno było cokolwiek powtórzyć. Z tego co słyszałam, zazwyczaj te zajęcia były prowadzone przez kogoś innego i wtedy były dużo lepsze. Ale podejrzewam, że były osoby, którym to nie przeszkadzało i bawiły się na całego. Ja korzystając z okazji, załapałam się na autograf od Ewy :) Także coś za coś.

I na sam koniec, Wisienka na torcie - Tomek Choiński!! Po tych warsztatach stwierdzam, że jest on osobą, która nie czuje się za dobrze przed kamerą. Zawsze miałam wrażenie, że jest jakiś sztywny, sztuczny. Natomiast po wczorajszym dniu zmieniłam kompletnie zdanie! Super facet, z poczuciem humoru, ciepły, bardzo sympatyczny no i te mięśnie.. Nie trzeba chyba nic więcej mówić!
Muszę przyznać, że to właśnie jego trening podobał mi się najbardziej. Od początku taka ogromna moc i motywacja. Na prawdę chciało się dać z siebie więcej i więcej! Odpowiednia muzyka, no i w końcu jakieś ćwiczenia na macie.. Bo do tej pory targałam ją tylko po to żeby na niej posiedzieć czekając na Ewę. Po prostu Pan Tomasz i to co zrobił to mistrzostwo! Nie pogardziła bym takim trenerem :)

Na koniec przyszedł czas na zdjęcie z Ewą, do czego mam trochę mieszane uczucia. Na szczęście udało mi się dopchać na samym początku, zanim jeszcze padła mi bateria.



Każdy z uczestników dostał drobny upominek: dezodorant, opaski z adidasa, archiwalny numer SHAPE z płytą, którą już z resztą posiadam. Zastanawiam się tylko czy panowie, którzy pojawili się na zajęciach dostali takie same prezenty. No nie da się ukryć, że były one typowo nastawione na żeńską część uczestników.

Dziś tak jak się spodziewałam, czuję wczorajszy wycisk. Pośladki, plecy i ręce najbardziej dają się we znaki. Co więcej wydaje mi się, że jutro nie będę mogła się ruszyć. Ale uwielbiam ten ból!


Całe warsztaty na pewno będę miło wspominać i kto wie, może za rok wybiorę się po raz kolejny! :)

A może ktoś z was był też na takich warsztatach?
Jak wrażenia?

Trzymajcie się ciepło!

3 komentarze:

  1. strasznie chciałabym uczestniczyć w jej warsztatach, ale wrocław musi jeszcze trochę poczekać :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ewa jest niezastąpiona... :) Btw. wiesz, że bierzemy dział w blogu roku - pasje i twórczość - prosimy o głos sms H11171 na nr 7122 <3 Dzięki! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. zazdroszczę takiej przygody :) Świetne zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń