piątek, 26 lutego 2016

Nowy blog!

Witajcie!
Postanowiłam spróbować jeszcze raz swoich sił! Zaczynam z nowym blogiem! Tym razem chce dać sobie większe możliwości, nie skupiać się tylko na jedzeniu i diecie. Ruszam bardzo powoli i sama jeszcze nie wiem co z tego będzie. Planowałam jak na razie nigdzie nie udostępniać bloga, żeby też nie rozczarować nikogo. Nie ma to jednak sensu. Bez Was, moich czytelników, nie ma to kompletnie sensu.
Więc postanowiłam, że poinformuję Was tutaj, zostawię link, i jeśli macie ochotę to zajrzyjcie:) Teraz lub za jakiś czas, bo na pewno z czasem będzie lepiej i ciekawiej. Na razie to jedyne miejsce, w którym zamierzam wspomnieć o blogu. Również z czasem, kiedy będę widziała postęp bloga, zajmę się jego rozpowszechnianiem :)

Dziękuję wam za każde wyświetlenie!
Zapraszam ciepło :)

http://brunette-lifestyle.blogspot.com/

czwartek, 24 września 2015

Walka z przeziębieniem.

Nadeszła jesień, mogło by się wydawać, że piękna, wymarzona, bo jak na razie bez większych opadów i przytłaczającej, depresyjnej pogody. To prawda, na aurę za oknem nie powinniśmy narzekać. Niestety wraz z tą porą roku często nadchodzą męczące choróbska. W tym roku dopadło i mnie. W Krakowie ogólnie panuje jakiś wirus, wszyscy chodzą zaziębieni, zakatarzeni. Ciężko jest się od tego uchronić. W zeszłym roku, wszelkie choroby trzymały się ode mnie z daleka, wszyscy na około narzekali, a ja czułam się świetnie. Wiem, że zasługą tego był sport i dieta jaką prowadziłam. Wiem, że czas do tego wrócić.

Kiedyś, z najmniejszym przeziębieniem leciałam do lekarza, z nadzieją, że poda mi cudowny przepis, żeby jak najszybciej wyjść z choroby. I może kiedy byłam młodsza, często dostawałam antybiotyki, które szybko działały, teraz jednak lekarka wypisuje mi najzwyklejsze środki, które często mogę kupić bez recepty. Od jakiegoś czasu więc staram leczyć się sama. Standardowe leki, które można kupić nawet w drogerii, ciepła piżamka i gorąca herbata z miodem, cytryną i sokiem malinowym!
Nie wiem czy kiedykolwiek piję tyle czarnej herbaty, co w czasie przeziębienia.

Domowych sposobów na zwalczanie przeziębienia jest od groma. Przyzwyczailiśmy się, że napakujemy w siebie tony tabletek i po problemie. A może, to nasz organizm daje nam znać, że powinniśmy trochę zwolnić? Że już nie wyrabia, przy tak szybkim trybie życia, przy tragicznej diecie, przy zerowej aktywności, ale takiej dla regeneracji i odpoczynku od codzienności? Przeziębienie, a tym bardziej poważniejsza choroba nie jest niczym przyjemnym, ale może warto wziąć to do siebie i zmienić coś w swoim życiu.. Sięgnąć po naturalne środki, w tedy kiedy czujemy się dobrze, żeby uodpornić się na przyszłość i aby dbać o nasze zdrowie non stop.

Miód i cytryna świetnie współgrają nie tylko w herbacie. Przy pomocy tych dwóch składników i letniej wody jesteśmy wstanie stworzyć coś cudownego dla naszego organizmu! Myślę, że większość z was nie raz spotkała się z tym sposobem. Tym którz
y jeszcze nie próbowali, szczerze polecam.
Należy do wody dodać sok z połówki cytryny i łyżeczkę miodu, pozostawić na całą noc, a następnego ranka, na pusty żołądek, około pół godziny przed posiłkiem, wypić z dodatkiem ciepłej wody. Napój działa świetnie na naszą odporność, poprawia wygląd skóry, odświeża, a także wpływa cudownie na trawienie. Jest świetnym napędzaczem metabolizmu! Do takiej mikstury możemy śmiało dodać starty imbir, ocet jabłkowy (który ma właściwości odchudzające) czy też pieprz cayenne. Ta ostatnia wersja jest najcięższa do wypicia :D

A jakie są wsze sposoby na przeziębienie?

Trzymajcie się ciepło!

wtorek, 8 września 2015

Co Kasia dzisiaj jadła #2

Na wstępie muszę poinformować, że po raz kolejny znajduję się na początku drogi ku wymarzonej sylwetce. Po raz kolejny odpuściłam, po raz kolejny można powiedzieć pogubiłam się z tym wszystkim. Błędne koło mojego odchudzania to osobny temat i dosyć długa historia, bo niestety trwa to już sporo czasu. I po raz kolejny z wielką nadzieją na zmiany w moim życiu podejmuję walkę, w zasadzie ze samą sobą. Tym razem wszystko idzie opornie. Jest mi niesamowicie ciężko zmienić sposób odżywiania, ale też niesamowicie ciężko zabrać się do ćwiczeń. Czuję się jakbym była świeżakiem w tej dziedzinie i dopiero co próbowała swoich sił. Staram się ograniczać słodycze od których trochę się uzależniłam i małymi krokami wdrążam aktywność. Mam nadzieję, że nie długo będę mogła podkręcić tempo!

Bez zbędnego owijania, poniżej możecie zobaczyć, jak i przeczytać co dzisiaj jadłam ;)

Śniadanie:

Tosty francuskie chodziły za mną już od jakiegoś czasu. Jestem raczej zwolennikiem wersji na słodko z cynamonem, oprószonych cukrem pudrem i podanych z owocami czy konfiturą. I tak własnie zrobiłam dzisiaj. W lodówce znalazłam borówki amerykańskie, które prosiły, żeby ich użyć. Pozostałe składniki zawsze mam w domu. Szybko i smacznie. Oczywiście obowiązkowo kawa z mlekiem do śniadanka.




 II Śniadanie : 

W Planach był jakiś shake, ale świeża bułka czosnkowa wygrała z moją słabą silną wolą. Obiecuję bardziej się postarać następnym razem, chociaż tak je uwielbiam. Tym sposobem Kasia na drugie śniadanie zjadła dzisiaj bułkę z cieniutkimi plasterkami sera żółtego, szynką i sałatą. Do tego herbatka. Świeże pieczywo nie potrzebuje za wiele dodatków, żeby dobrze smakować :)



Podwieczorek:

Na podwieczorek nie zjadłam nic konkretnego. To dlatego, że prawie przez cały dzień obierałam paprykę na ajvar, który planuje zrobić moja mama. Było tego całkiem sporo... bo aż 15 kg! Idealnym zajęciem, które można wykonywać dzieląc paprykę na części, to nic innego jak podjadanie. Nie wiem czy kiedykolwiek zjadłam tyle papryki jednego dnia. Dodatkowo do mojego podwieczorku mogę zaliczyć resztę borówek, która nie została wykorzystana do śniadania. Oczywiście nie uważam, żeby było to dobre. Wiem, że jednym z przykazań i odchudzania i zdrowego żywienia jest regularne spożywanie posiłków, a to mi dziś z pewnością nie wyszło. Do poprawki!

Obiado-kolacja:

I tutaj powieje nudą, bo na kolacje były kanapki. Coś mi się zdaje, że o wiele za dużo pieczywa dziś wsunęłam.. eh przynajmniej widzę dobrze swoje błędy! Miałam możliwość zjedzenia normalnego dania z ziemniakami, jednak nie miałam na to zbytniej ochoty. Wsad kanapek był jednak bardzo dobry i pożywny. Znalazły się na nich sałata, pomidor i plasterki roladek z kurczaka, nadziewanego ricottą, orzechami włoskimi i żurawiną. Mięsko było przygotowane na parowarze:) Takie dobrości tylko u mojej mamy! :) Zdjęcie w zupełności nie oddaje ich pyszności!




Przez ten tydzień zamierzam codziennie robić po 150 przysiadów i boczki Tiffany. To będzie mój awaryjny zestaw, który w przyszłości będę wykonywać, kiedy zabraknie mi czasu na pełno wymiarowy trening. Od przyszłego tygodnia chciała bym ruszyć z Chodakowską, trzy razy w tygodniu. I prawdopodobnie przy takiej ilości pozostanę. A na pewno nie chcę zejść poniżej. 

Jak idą wasze zmagania? Jakieś konkretne cele? Dajcie znać co u Was słychać :)

Trzymajcie się ciepło!

niedziela, 6 września 2015

Nadchodzi życie studenckie. Nadchodzi czas na zmiany!

Mam już za sobą lata nauki, zakończone pomyślnie zdanym egzaminem maturalnym. Nadchodzi czas kiedy trzeba rozpocząć nowy etap w życiu. Zaczynam rozumieć, że matura to egzamin dojrzałości, ponieważ przepuszcza nas do nowego etapu. Przepuszcza di okresu, kiedy musimy zacząć sami dbać o nasze interesy. Istnieją dwa wyjścia, które najczęściej obieramy. Kiedy mamy mniej szczęścia i nie uda nam się zdać wystarczająco dobrze matury, lub po prostu mamy konkretne plany na życie, szukamy stałej pracy, zbieramy doświadczenie i powoli uniezależniamy się od rodziców. Wielu z nas wybiera się na studia, gdzie nikomu nie zależy, czy zdasz czy nie, gdzie sam musisz o wszystkim się dowiadywać i o wszystko dbać. Z początku jest to dosyć trudne po 12 latach szkoły, gdzie nauczyciele o wszystkim przypominali niejednokrotnie. Trzecią dosyć popularną opcją jest połączenie pracy i studiów. Wszystko jednak gruntownie się zmienia w porównaniu z wcześniejszym życiem. Myślę, że to dobry moment na duże zmiany. zmieniamy środowisko, możemy zapisywać nowe, czyste karty.

Sama chciałabym wprowadzić zmiany w moim życiu. Oczywiści tylko te pozytywne. Chciała bym ukierunkować jakoś swoje życie, wyznaczyć w nim jakieś cele, żeby nabrało większego sensu. Muszę to sobie jednak dokładniej przemyśleć, i zaplanować. Mam już dość składanych sobie postanowień, które i tak nie zostają wypełnione, prawdopodobnie dlatego, że brak mi wiary we własne możliwości.

Cieszy mnie fakt, że nie miałam problemu z wyborem kierunku, który chce studiować. Myślę, że to nie mały problem, kiedy musisz podjąć decyzje, która ma spory wpływ na twoje przyszłe, życie, a nie wiesz co zrobić. To wręcz dołujące. Ja wahałam się jedynie między dwoma kierunkami, bardzo zbliżonymi do siebie. Koniec końców zdecydowałam się na technologię żywności i żywienie człowieka na Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie. Udało się również ze specjalizacją, którą sobie wybrałam, a mianowicie żywienie człowieka. Sama do końca nie jestem pewna czy to to co chce robić w życiu na 100%. Ale od wielu lat nie widzę innej opcji dla siebie. Zobaczymy jak to się dalej potoczy.

Zadaję się, że nadeszła jesień :) Dla mnie to zawsze był czas refleksji, a one właśnie zbliżają się wielkimi krokami. Może to i dobrze, może coś uda się ulepszyć :)

Czy ktoś z was studiuje ten kierunek na który się wybieram? Jesteście zadowoleni z wyboru?

Przepraszam, post może być trochę niezwięzły, jednak dawno nie pisałam i muszę nabrać znów wprawy:)
Trzymajcie się ciepło w te nadchodzące jesienne dni :)

czwartek, 23 lipca 2015

Zmęczona upałami

Nie wiem jak w innych miastach, ale w Krakowie pogoda jest na prawdę zaskakująca. Okropne upały i okropna duchota. Prawdopodobnie, jak większość ludzi, czekam na oberwanie chmury i ulgę. Tak to już jest, że człowiekowi nie dogodzisz. A przynajmniej większości z nas. Mamy lato, więc to raczej normalne, że jest gorąco. Mimo to każdy z nas narzeka. Kiedy przyjdą deszcze, a temperatura spadnie, dam sobie rękę uciąć, że w okół nas będzie słychać, że co to za pogoda na lato. Niestety tak to jest. I przyznam się szczerze, że sama mam tendencje to takiego krytykowania pogody. Myślę, że większość z nas ma już dość, nie tyle co takiego słońca, co ogromnej duchoty, która nie pozwala nam spać, nie pozwala normalnie funkcjonować w ciągu dnia. A co najgorsze taka pogoda zazwyczaj nie trafia się podczas urlopu, wyjazdu na wakacje, ale kiedy siedzimy w pracy, czy w mieszkaniu. Bo w sumie nie wiadomo co lepsze, kiedy na zewnątrz jak i w domu jest porównywalnie duszno.

niestety taka pogoda sprawia, że nie chce nam się jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Podziwiam osoby, które w taką duchotę mają na tyle silną motywacje, żeby wyjść biegać, czy odpalić ostry trening w domu. Ja osobiście nie mam na to siły.

Pamiętajmy, żeby w trakcie takich upałów dobrze się odżywiać. Myślę, że naturalnym jest, że człowiek je mniej i lżej w taką pogodę. Jednak wydaje mi się, że często pomijamy posiłki, gdyż nie czujemy apetytu. Co nie koniecznie jest dobre.
Postawmy na lekką kuchnie, bogatą w jogurty, chude twarogi, świeże owoce i warzywa, a zwłaszcza te, które w większej części składają się z wody. Sięgajmy po chude mięso oraz ryby w akompaniamencie sałat i brązowego ryżu czy kasz. I co najważniejsze nie zapominajmy o nawadnianiu. Niestety schłodzone słodkie napoje nie ugaszą pragnienia, tak samo jak alkohol. Pijmy jak najwięcej wody niegazowanej, minimum 2 litry dziennie. Zielona herbata oraz kawa nie są polecane, ze względu na właściwości moczopędne.

Dbajmy o dietę w taką pogodę, gdyż to przede wszystkim ona odpowiada za nasze samopoczucie. Nie wymagajmy cudów, gdyż duchota i tak da nam się we znaki, jednak im bardziej będziemy sobie pomagać tym lżej nam będzie.

A o to moje dzisiejsze śniadanie: Jogurt grecki z mrożonymi borówkami, odrobiną miodu i musli. Do picia oczywiście woda.





Bardzo mi miło, że pomysł z nowym blogiem został przez was pozytywnie odebrany. Dodało mi to sporo siły i motywacji. Zaczynam pracę nad nowym blogiem i mam nadzieję, że już niebawem zacznę pisać tam. Jeszcze raz dziękuję, jesteście kochani!

Jak Wy reagujecie na upały? Jakieś specjalne sposoby?

Trzymajcie się mocno!


poniedziałek, 20 lipca 2015

Czas na małe refleksje

Jak możecie się domyślić, wyzwanie, które ostatnio sobie rzuciłam, zakończyło się niepowodzeniem. Co więcej, jakoś się tym nie przejęłam. No nie za dobrze to świadczy.

Przyznam się szczerze, że zawaliłam, odpuściłam sobie totalnie. Historia się powtarza. Niestety, kiedy jestem już na dobrej drodze, kiedy są widoczne zadowalające efekty, ja pasuje, przestaje ćwiczyć, zaczynam więcej jeść. I to w sumie smutne, bo to po części sprawia, że myślę, że nigdy nie osiągnę takiego efektu, jaki mi się marzy. Zastanawiam się, czy to jest w ogóle możliwe, żebym stale żyła zdrowymi nawykami, żeby mi się zawsze chciało ćwiczyć z takim entuzjazmem? No nie jest łatwo. To wszystko to jedna wielka huśtawka.

Blog miał mnie motywować, trzymać przy tych dobrych nawykach, ale z tego co można zauważyć nie ma to za wielkiego wpływu. A szkoda, bo wydawał mi się to dobry pomysł. I tu zaczynają się moje rozważania. Być może jest tak, że pisane na ten temat jest dla mnie pewnego rodzaju przymusem, a jak wiadomo, jeśli coś musisz, to robisz wszystko, żeby tego nie zrobić. Oczywiście, nie zrozummy się źle. Ja bardzo lubię pisać, lubię czytać wasze komentarze, sprawdzać liczbę odsłon. To dla mnie ogromna przyjemność, która sprawia, że coś ciekawego się dzieje. Nie mniej jednak, aby posty były ciekawe i miały sens, muszą być różnorodne. I chyba ta konieczność kombinowania i wymyślania, tak na mnie wpływa. Niestety jestem też osobą o małej wierze we własne umiejętności i możliwości. Moje podejście do wszystkiego, że "ja się do tego nie nadaje", nie ułatwia sprawy.

Na pewno nie zamierzam teraz rzucać sobie kolejnego wyzwania i znowu coś od siebie wymagać. Dobrze wiem jak to się skończy. Stawiam wolną rękę. Chcę wrócić, chce robić coś w swoim życiu, mieć zajęcie, coś co będzie dawać mi satysfakcje. Zobaczymy co z tego wyniknie.

Zaczęłam również poważnie myśleć o rozszerzeniu tematyki bloga. Chciała bym móc wypowiadać się na różne tematy, nie koniecznie związane z fit nawykami. Móc podzielić się czymś co wpadnie mi do głowy, co mnie zafascynuje. Życie nie może kręcić się ciągle w okół jednego tematu, bo wtedy za bardzo popadamy w monotonnie, a to dobija i męczy człowieka. Wiązało by się to z założeniem nowego bloga, na którym oczywiście kontynuowała bym to co zaczęłam tutaj, jednak odnosiła bym się również do innych dziedzin. Tą kwestie zostawię sobie jeszcze do przemyślenia.

Zdaję sobie sprawę, że post raczej z tych mniej ciekawych, jednak dla mnie bardzo potrzebny.

Dajcie znać co sądzicie na ten temat ;)

Trzymajcie się ciepło!


środa, 17 czerwca 2015

Wymiary/Zainspiruj się!

Tak jak obiecałam przychodzę dzisiaj z króciutkim postem. Przede wszystkim chcę przedstawić swoje wymiary oraz wagę, którą skonfrontuję po 10 dniach. Co prawda dzień pierwszy mojego wyzwania nie jest w pełni zaliczony. gdyż odtwarzacz w moim laptopie zaczyna odmawiać posłuszeństwa. Po około 10 minutach płyta zacięła się na amen. Nie miałam już niestety czasu na kombinowanie więc włączyłam boczki Tiffany i to tyle na dziś. Możliwe, że dorzucę do tego jeszcze jakieś przysiady. Miałam też dziś problem, żeby znaleźć ten program na youtubie. Mam nadzieję, że nie wprowadziłam was w błąd. Dobrze pamiętam jak kiedyś go właśnie tam odtwarzałam. Przeszukam dziś jeszcze raz internet, może uda mi się go znaleźć. Mam nadzieję, że jutro uda mi się zrobić trening do końca, bez takich przeszkód.

Moje wymiary:
Talia ~ 65 cm
Pas ~ 75 cm
Udo ~ 51 cm
Waga ~ 52,4 kg

Dorzucam też kilka fotek motywująco inspirujących! Marzenia, a może nawet cele!










Miłego wieczoru i trzymam kciuki za wasze zmagania ze swoimi złymi nawykami!

Trzymajcie się ciepło!